Terminal List, czyli Lista śmierci to serial z Chrisem Prattem w roli głównej, który wzbudził spore zainteresowanie wśród widzów. Pozytywnych opinii fanów nie podzielają krytycy. Jak na ten fakt zareagował Jack Carr – autor książkowego pierwowzoru?
O czym opowiada Terminal List?
Lista śmierci to historia, która po raz pierwszy ujrzała światło dzienne w roku 2018. To pierwszy tom serii James Reece, która liczy obecnie 3 części (polscy czytelnicy mogą zapoznać się na ten moment z Listą śmierci i Prawdziwym wyznawcą). Twórcą serii jest Jack Carr, autor kryminałów i thrillerów. Jakiś czas po premierze książki pojawiła się informacja o przeniesieniu powieści na ekran. Serial premierę miał 1 lipca 2022 roku na Amazon Prime Video.
Historia o komandosie NAVY Seal zaciekawiła odbiorców. W rolę wspomnianego komandosa wcielił się Chris Pratt, znany z Parku Jurajskiego czy serialu – Parks and Recreation. Lista śmierci skupia się wokół zemsty. Komandos traci niemal cały swój zespół w zasadzce w okolicznościach, których nikt nie jest w stanie wyjaśnić. Nikt nie chce odpowiadać na jego pytania, więc James Reece postanawia wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Widzom historia przypadła do gustu – chwalą prostą, acz angażującą historię – więc w czym problem? Chodzi o opinie krytyków, którzy nie podeszli tak entuzjastycznie do serialu, jak widzowie. Rozbieżność między ocenami jest naprawdę znaczna.
Co krytykom nie spodobało się w serialu?
Wydawałoby się zacząć od pytania – co krytykom spodobało się w Liście śmierci? Niestety jest więcej zarzutów niż rzeczy, które ekipa serialu zrobiła zdaniem krytyków dobrze. Zwrócili oni uwagę przede wszystkim na grę aktorką Chrisa Pratta, którą uznali za sztywną i niezbyt przekonującą. Reszta bohaterów, w role których wcielili się między innymi: Constance Wu, Taylor Kitsch czy Riley Keoughrs, miała być słabo wyeksponowania. Poza tym serial uznano za koszmarnie nudny. Dostało się też operatorom i postprodukcji.
Na zarzuty odpowiada autor książki i producent wykonawczy serialu
Jack Carr tak skomentował rozbieżność w ocenach widzów i krytyków:
95-procentowa ocena widzów, ocena publiczności, sprawia, że to wszystko było tego warte. Nie zrobiliśmy serialu dla krytyków. Zrobiliśmy to dla tych na arenie. Zrobiliśmy to dla żołnierzy, marynarzy, pilotów i piechoty morskiej, którzy polecieli do Iraku i Afganistanu. To było po to, by mogli usiąść na kanapie i powiedzieć: „Hej, ci ludzie wzięli się do roboty. Wysilili się, aby zrobić coś wyjątkowego i stworzyć produkcję, która do nich przemawia”. A te 95% pokazuje mi, że przynajmniej zbliżyliśmy się do swojego celu.
Oceny krytyków nie powinny zakłócać widzom przyjemności z oglądania tego, co lubią. Skupianie się na błędach i niedociągnięciach podczas oglądania to praca krytyków, którzy muszą o czymś pisać. Widzowie natomiast chcą sięgnąć po relaksujący serial po ciężkim dniu w pracy, nawet jeśli nie jest arcydziełem.